piątek, 22 grudnia 2017

Od Niyumi CD Kiyuki'ego "Papierowy żuraw"

    Próbowałam utrzymać równowagę stojąc na jednej nodze w pozycji jaskółki. Nie ułatwiała mi tego dryfująca po powierzchni jeziora kłoda, na której stałam lewą stopą, gdyż co chwilę przekręcała się w jedną lub drugą stronę. Dodatkowo musiałam skupiać się na czterech wodnych kulach, które okrążały moją postać, a po nieprzespanej nocy nie było to takie łatwe. Ponad to martwiła mnie bardzo jedna rzecz, od której nie potrafiłam się uwolnić, bez względu na to, jak bardzo tego chciałam.
 - Wyżej nogę podnieś. - Nakazała Tsubashi, która prowadziła ten nietypowy trening, stojąc na suchym brzegu. Wysoka blondynka z jaszczurzym ogonem, mimo że tak nie wyglądała, byla sporo starsza ode mnie i któregoś dla sama zaoferowała mi swoją pomoc w doskonaleniu umiejętności. Byłam jej za to wdzięczna, chociaż nierzadko te treningi kończyły się... No cóż, bolesnymi siniakami i rozcięciami.
   Wzięłam głęboki oddech i powoli uniosłam wyprostowaną nogę jeszcze wyżej. Co po kilku sekundach okazało się sporym błędem, ponieważ w posób przesunęłam swój środek ciężkości, a drewno pode mną od razu na to zareagowało, obracając się. Z piskiem runęłam wprost do wody, razem z kulami, które pękły jeszcze w powietrzu, rozbryzgując wodę na Youkai.
   Z ponurym pomrukiem wynurzyłam się z wody, wystawiając ponad jej powierzchnię jedynie oklapnięte uszy i do połowy przymknięte oczy.
 - Jeśli nie skupisz się na tym co robisz, to nie ma to najmniejszego sensu. - Powiedziała surowym głosem, a ja tylko odwróciłam wzrok, byle dalej od niej, ściągając przy tym brwi. Momentalnie zrobiło mi się zimno, a moich uszu dobiegł charakterystyczny trzask zamarzającej w szybkim tempie wody.
 - Niyumi! - Radosny głosik, tak różny od surowego, pełnego niezadowolenia, sprawił, że nieco się rozchmurzyłam, tym samym podnosząc się z jeziora i wydostając na brzeg. Lód na powierzchni momentalnie powrócił do poprzedniego stanu, tak jakby nic się nie stało.
   Otrzepałam się z resztek wody, która mimo to nadal ściekała z pasm moich włosów i ubrań. Zielonowłosa podbiegła do mnie z szerokim uśmiechem na ustach, zupełnie ignorując moją nauczycielkę, która tylko posyłała nam niezadowolone spojrzenia. Zmierzyłam dziewczynę uważnym spojrzeniem, dostrzegając na jej ciele sporo ran, co gorsza - świeżych ran.
 - Gdzieś ty była, Guerra?
 - Z Tokai'em na ziemi. Wiesz jak to jest, kiedy u nas są jakieś święta czy inne uroczystości, akumy są dużo agresywniejsze i... - Urwała, gdy gwałtownie zerwałam się z miejsca, przeskakując jednym susem nad pomostem na węższej części jeziora. Swoje kroki od razu skierowałam do mista, które było spory kawałek drogi od jeziora. Że też tutaj musiałam mieć dzisiaj trening...
   Wiedziałam, że nie powinnam go wczoraj puszczać na tą misję samemu.. Ale skąd pewność, że nie ma chowańca? Przecież oni nie musieli trzymać się cały czas razem, zresztą nie wydaje się być słabym bogiem, mógłby obrobić się sam. Prawda? Ta niepewność co do stanu zdrowotnego mężczyzny pchała mnie cały czas w przód, nie pozwalając zwolnić kroku, mimo iż mięśnie i coraz bardziej bolące płuca wręcz błagały o przerwę, kiedy przekroczyłam pierwszą linię domów miasta. Główna ulica była zapełniona Youkai sprzątającymi po wczorajszym festynie, który swoją drogą wyszedł bardzo efektowenie, szczególnie z uwagi na czerwony księżyc w pełni. Nigdy wcześniej nie widziałam tak dużej tarczy i nieco nawet żałowałam, że Yuki nie widział tego razem ze mną.
   Ścieżką między polami uprawnymi, prowadzącą do świątyni białowłosego boga przebiegłam zupełnie wstrzymując oddech, o czym zorientowałam się dopiero kiedy zaczęło ciemnieć mi przed oczami. Jednak nie potrafiłam zmusić swojego organizmu, by w trakcie biegu nabrał powietrza do płuc, dlatego na dróżkę przez świątynny ogród wpadłam ledwo żywa, gwałtownie nabierając powietrza.
   Wzięłam kilka głębszych wdechów, puls nieco mi się uspokoił, a obraz wrócił do normalności i wtedy z niepokojem dostrzegłam, że drzwi do budynku nie są do końca zamknięte. Zwolniłam oddech jeszcze bardziej, by nie robić zbędnego hałasu i odruchowo łapiąc rękojeść mojej katany, powolnym krokiem ruszyłam ku wejściu. Nadstawiłam uszu, starając się wyłapać jakieś niepokojące dźwięki, ale jedyne co słyszałam to ciężki oddech, który nie należał do mnie.
   Odsunęłam drzwi, zaglądając ostrożnie do środka.
 - Kiyuki-sama? - Spytałam cicho, rozglądając się po głównym pomieszczeniu. Kiedy mój wzrok padł na wysoką postać rozciągniętą na podłodze, serce na moment mi się zatrzymało. Moje ciało zareagowało dużo szybciej niż mózg, który w tamtej chwili wydawał się jakby odcięty od tego wszystkiego.
 - Kiyuki-sama! - Zawołałam z przerażeniem, podbiegając do mężczyzny leżącego na brzuchu. Szybko zmierzyłam go spojrzeniem, zwracając szczególną uwagę na sporą ilość ran jakie odniósł na misji. Ile tutaj leżysz...? Niestety na to pytanie bóg nie mógł mi odpowiedzieć, gdyż był nieprzytomny. A może tylko spał...? Szczerze liczyłam na drugą opcję.
   Wiedziałam dobrze, że sama nie poradzę sobie z przeniesieniem go do sypialni, musiałam prosić o pomoc pracujących w polu Youkai, jednak nim to zrobiłam, zamknęłam na moment białowłosego w wodnym kokonie z wody święconej, by oczyścić wszystkie rany jednocześnie. Na szczęście duchy były na tyle miłe, że bez zbędnych pytań pomogły mi przetransportować nieprzytomnego Yuki'ego na matę w jego sypialni.
   Tam zdjęłam z niego i tak podartą już górną część jasnego stroju, rzucając ją gdzieś w kąt. Zmartwiona przyglądałam się zwykle pogodnej twarzy, którą teraz wykrzywił grymas bólu. Kilka minut później pojawił się jeden z Youkai, którego poprosiłam o przyniesienie bandaży i innych potrzebnych rzeczy do opatrzenia ran Kiyuki'ego. Mężczyzna pomagał mi opatrzyć wszystkie rozcięcia, szczególnie to największe - ciągnące się przez klatkę piersiową aż do prawego biodra.
   Na koniec podziękowałam mu serdecznie za okazaną pomoc, twierdząc, że teraz właściciel świątyni musi jedynie odpoczywać. Youkai nim wyszedł wręczył mi do rąk dorodne jabłko i kazał odpocząć także mi. Naprawdę aż tak widać, że nie przespałam nocy?
   Wróciłam do pomieszczenia gdzie opatrzony białowłosy leżał pod przykryciem, oddychając spokojnie, na szczęście już bez grymasu bólu na twarzy. Oparłam się barkiem o ścianę, wzdychając ciężko i podstawiając sobie pod nos owoc, na który nieszczególnie miałam teraz ochotę.
   Więc Kiyuki nie ma chowańca czy zwyczajnie nie zabrał go ze sobą na wczorajszą misję? Jeśli ma i nie wziął go ze sobą, to dlaczego? Ściągnęłam brwi, puszczając jabłko, które sturlało się po mojej nodze i zatrzymało dopiero koło posłania. Cokolwiek się wydarzyło, Yuki będzie musiał się ostro tłumaczyć, to nierozsądne narażać siebie na takie niebezpieczeństwo.
   Pokręciłam głową i usadowiłam się obok białowłosego, początkowo siedząc po turecku, ostatecznie jednak zawinęłam się w kłębek tuż obok niego. Przez jakiś czas w ciszy patrzyłam wprost na uchylone lekko drzwi, jednak sen zużył mnie niedługi czas potem. Nim odpłynęłam na dobre, chwyciłam palcami skrawek materiału spodni boga, tak jakby w czasie mojego snu mógł gdziekolwiek zniknąć bez budzenia mnie.

<Kiyuki?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz