niedziela, 25 marca 2018

Od Niyumi CD Yuudai'a "Miejsce spoczynku"


   To był jeden z tych wieczorów, kiedy zostawałam w świątyni sama, bo Kiyuki miał jakieś swoje sprawy, które musiał załatwić sam. Ghr, jasne, jakieś sprawy. Nadęłam policzki po raz enty tego wieczoru, patrząc jak bóstwo sprawiedliwości znika za murem świątynnego ogrodu. Nie wiedziałam gdzie chodził i co takiego robił, że nie mogłabym mu w tym towarzyszyć (gorące źródła odpadały, no bo gdzie w środku nocy?), ale najwyraźniej mężczyzna miał taką potrzebę, więc mi zostawało tylko zaufanie mu.
   Wróciłam do wnętrza świątyni i dla zabicia czasu i zajęcia myśli, wzięłam się za względne porządki. Przechodziłam z pomieszczania do pomieszczenia, omiatając wszystko ogonem i przestawiając na swoje miejsca. Oczywiście takie sprzątanie, zajęcie rąk, było idealnym momentem na rozmyślania, od czego, o losie, próbowałam właśnie uciec, a wpakowałam się prosto w tą pułapkę.
  Oczywiście, że Yuki miał moje zaufanie. Pełne zaufanie, jak nikt inny, wliczając w to mnie samą, ale to, że mu ufałam nie oznaczało znowu, że się o niego nie martwię. A przecież martwiłam za każdym razem, kiedy musiałam zostawić go na dłużej niż dziesięć minut. Matczyna troska? Chorobliwa nadopiekuńczość? Strach? A może jeszcze coś innego? Cokolwiek to było, nie wydawało się to specjalnie przeszkadzać białowłosemu, który co dzień mnie rozpieszczał, jeśli nie soczystymi jabłkami to pieszczotami, których nie brakowało.
   Kiedy uprzątnęłam wszystko co się dało, a nawet to czego się nie dało, postanowiłam poćwiczyć składanie żurawi, żeby w końcu jakkolwiek przypominało to ptaka, a nie wyplutą świnię z koślawymi skrzydłami. Zabrałam z pokoju mężczyzny kilka kartek i udałam się na taras, gdzie zasiadłam przy stoliku. Wieczór był jeszcze bardzo ciepły, dlatego postanowiłam spędzić trochę czasu na świeżym powietrzu, co powinno mnie dodatkowo uspokoić.
   Nie było mi tam dane jednak posiedzieć zbyt długo, bo moich uszu doszły czyjeś kroki. Na Yuki'ego było zdecydowanie za wcześnie, zwykle wracał gdzieś nad ranem, więc kto to mógł być? Jego świątynia nigdy nie była obiektem zainteresowania podróżników czy innych zwiedzających, więc ktoś musiał być naprawdę mocno upity, że zabłądził aż tutaj.
   Podniosłam się szybko i stawiając ciche kroki podążyłam w stronę sprawcy wydawanych dźwięków. Jakież było moje zdziwienie, kiedy stanęłam oko w oko z wysokim, dość dobrze zbudowanym mężczyznom, którego na oczy widziałam po raz pierwszy. W ciemnościach, które panowały w głównym pomieszczeniu, jego oczy błyszczały na złotawy kolor i choć były tak bardzo podobne do tych, które miał Kiyuki, nawet nie umywały się do piękna tych drugich. Zastrzygłam uszami, wpatrując się od dłuższej chwili w przybysza, nie ruszając się z miejsca nawet na milimetr.
 - A przepraszam, pan to kto? - Udało mi się w końcu odezwać, mrugając kilkukrotnie powiekami.


Yuudai? XD Następnym razem będzie więcej :x

426 słów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz